26.10.2016 miałem okazję być w Toruniu i wziąć udział w wernisażu poświęconego twórczości Zdzisława Beksińskiego o nazwie „Beksiński Nieznany”. Wystawa zorganizowana była przez Fundację „Beksiński”. Ogólnie… Dużo tego Beksińskiego…:)
Nie dalej niż dwa tygodnie wcześniej miałem okazję zwiedzić muzeum Beksińskiego w Sanoku więc, aby być szczerym widok replik w postaci plakatów dzieł Beksińskiego nie zrobiło na mnie specjalnego wrażenia i jeśli zwiedzać to zdecydowanie warto odwiedzić muzeum. O tym jednak w innym wpisie. To co ważne to, że ten wernisaż zdecydowanie miał na cel promować miasto rodzinne malarza i zachęcać do zwiedzenia. Nie znam organizatorów niemniej odnosiłem wrażenie, że są związani z Sanokiem bliżej.
To co bardzo mnie urzekło to wykład mający poprzedzający otwarcie. Pani, która prowadziła prezentację, mówiła ciekawie, z pasją i zaangażowaniem o szalenie ciekawych detalach z życia artysty
Dwie rzeczy jednak zwróciły na mnie uwagę, a mianowicie forma zwrotów, których używała Pani.
Po pierwsze przedstawiając jedno ze zdjęć i opowiadając o intencjach Beksińskiego, którego celem fotografii było wpływanie na nasze emocje pokazała jedno ze zdjęć kobiety, która zakrywa swoją twarz rękami i mówiąc: „Patrząc na to zdjęcie czujemy od razu…. ” I tutaj wymieniła kilka emocji… Z całym szacunkiem, ale proszę mi nie mówić co czuję… 🙂 Spotkałem już kilku szamanów, którzy chcieli za mnie decydować co czuję. Z mojego doświadczenia wcale bym się nie zdziwił, gdybym spotkał osobę, która poczuła by radość i przeszedł bym do tego na porządku dziennym. Tak samo nie zdziwiłbym gdyby ktoś widząc to zdjęcie poczuł wyrzuty sumienia, smutek, rozgoryczenie, żal, obrzydzenie czy złość… Wynika to z doświadczeń życiowych danej osoby.
Druga kwestia, która mnie poruszyła w wykładzie to sposób w jaki Pani zakończyła wykład mówiąc o tym, że wykład został skrócony, aby nas nie zamęczać… Cholera… znowu za mnie decyduje. Tym razem w kwestii czy mi się podoba czy nie. Zastanawiam się co było prawdziwą intencją tych słów czy może była zmęczona i chciała już skończyć, czy może martwiła się, że nas zanudza, czy może chciała nam zostawić więcej czasu na podziwianie wernisażu samego w sobie. No to by wystarczyło powiedzieć i bym zrozumiał. Jeśli tak, aby zrobić to z klasą (moim zdaniem) proponowałbym zastosować następujące rozwiązanie: „Szanowni Państwo, przedstawiliśmy Państwa skróconą wersję prezentacji, dla tych, których bardziej niż smaczki i intrygi z życia Zdzisława Beksińskiego interesują same dzieła. Tym, którzy ciekawi są dodatkowych informacji na temat życiorysu i twórczości artysty prosimy o pozostanie na dalszą część”. No powiem, że poczułbym się wyróżniony i doceniony… 🙂
Ok no to tyle uwag, co zdecydowanie ważne to cały wykład jest godny polecania dla fanów i nie tylko. Ilość ciekawostek, pasja, chronologia przekazu i całokształt formy narracji naprawdę przyciągał uwagę. Dodatkowo osobiście powaliły mnie kalana zdjęcia rysunków autora z czasów kiedy ten miał 2 i 9 lat. Niesamowite… Dzięki temu wykładowi kunszt Beksińskiego udzielił mi się jeszcze dalej. Byłem już w muzeum, zaliczyłem wernisaż, do „Triady Mr B” pozostała mi już tylko premiera filmu „Ostatnia Rodzina”. Już niebawem!
Jaka z tego refleksja dla mnie? Sztuka była dla mnie czymś z czym byłem na bakier, na wystawach się nudziłem, malarstwo mnie nie interesowało i ogólnie jakoś tak z boku tego. Teraz po tych kilku wystawach mam wrażenie, że malarstwo jest świetnym sposobem na rozwój emocjonalny… Stoisz przy tym obrazie i w zasadzie jedyna kwestią jest koncentracja nad własnymi uczuciami.
Photo credit: Jedimentat44 via Foter.com / CC BY