Jedna z gwiazd pop’u ostatnich lat udzieliła ostatnio wywiadu w którym jak krople z rynny sypały się określenia dla jej ostatniego przeboju epitety takie jak dzieło, kompozycja, utwór… Gwiazdorka bezceremonialnie określała swoją światowość oraz nieskalany talent muzyczny dorównujący największych arcymistrzów jakich nosiła ziemia.
Byłem kiedyś u kumpla, który jest muzykiem. Gra na gitarze cały życie, z muzyką związany jest od małego. Dostał zlecenie na stworzenie muzyki do jakieś reklamy. Moim zdaniem wyszło lepiej…
Poza tym jakie dzieło w ogóle do cholery…?!
Dzieło to jest utwór „Stairway to heaven” Led Zeppelin, „Brothers in arms” Dire Straiths, „Dziwny jest ten świat” Czesława Niemena czy „This Is The Mans World” James Browna… Gdzie stworzenie ich wymagało nietylko lat praktyki, doświadczenia i kunsztu, ale też reprezentowania sobą czegoś więcej niż tylko kręcenia dupą bazując na naszym podstawowym instykcie. Są także arcydzieła i kompozycje jak dziewiąta symfonia Ludwiga Van Bethovona, czy 4 Pory Roku Vivaldiego…
Świadomie i z premedytacją nie podaje nazwy, żebyście czas nie szukali w sieci. Za to polecę Symphony No. 9 ~ Beethoven, Led Zeppelin- Stairway to Heaven
Refleksja z tego jest taka, że uświadamiając to sobie… zatęskniłem. Muzyka klasyczna jest czymś więcej. Wnosi na wyższy poziom rozwoju własnego. Dzięki świadomemu słuchaniu tej kompozycji dźwięków uruchamiają się dodatkowe zwoje w mózgu, nowe ścieżki, a to prowadzi do tego, że myślimy szybciej. To tak jakby naprawić mniejszą dziurawą drogę w mieście to więcej samochodów nią pojedzie to i główna aleja będzie odciążona.
W sumie dzięki szeregom różnych 'zbiegów okoliczności’ delektuję się właśnie Wojciechem Kilarem, a za chwilę będę Leszkiem Możdżerem. Zachęcam do wyłączenia się choć na chwilę i 'utonięcia’ w muzyce